czwartek, 31 października 2013

Chapter 1

"Impreza"

-Pochodzenie człowieka jest jedną z najbardziej interesujących zagadnień ludzkości. W nauce na ogół przyjmuje się teorię ewolucji, którą tworzył w drugiej połowie dziewiętnastego wieku Anglik, Karol Darwin.-trajkotała jak nakręcona moja nauczycielka historii-pani Courky. Już miałam dosyć tego jej wykładu o "Najstarszych dziejach człowieka", chociaż dopiero zaczęła. Nie chodzi o to, że nie lubię historii. Wręcz przeciwnie, interesuje mnie, ale mam nie lada problem z tą wnerwiającą histeryczką-historyczką. Chyba się na mnie uwzięła, bo od początku roku rujnuje moje oceny. Weźmy taką Brianę Campbell, która zawsze zdobywa tyle samo punktów co ja (bezwstydnie zżynając ode mnie z sąsiedniej ławki) i zawsze ma stopień wyższą ocenę. A pani Courky? Twierdzi, że to ja ściągam u niej na lekcji w żywe oczy, a Briana się uczy. No na pewno.
Właśnie dlatego-w ramach buntu-zamierzam olać jej dzisiejsze gadanie i nadrobić materiał w domu. Wiem, że sama sobie utrudniam życie, ale trudno. Uparta jestem.
-Marika!-z zamyśleń wyrywał mnie głos Alexandry Black, mojej dobrej przyjaciółki.
-No?-odezwałam się znudzonym tonem przerywając na chwilę szkicowanie na książce przebrzydłej paszczy pani Matyldy Courky-największego koszmaru mojego życia. Podniosłam delikatnie głowę i spostrzegłam te ohydne ślepia, które przed chwilą próbowałam przelać na papier wgapiające się we mnie z wściekłością.
-Słucham?-zapytałam poprawiając się na krześle.
-Droga panno Richardson; poprosiłam panią aby pani wymieniła etapy rozwoju człowieka.-wysyczała z wściekłością nauczycielka zaplatając ręce na piersi. 
-Eee...-zaczęłam niepewnie.-Noo teen...
-Australopitek-szepnęła z ławki za mną Alex.
-Australo...-miałam dokończyć, kiedy w słowo wlazła mi pani Matylda. 
-Pani Black? Zechce pani odpowiedzieć?
Kuźwa! Pewnie ta wredna baba usłyszała jak Alex próbowała wybawić mnie z opresji.
Odwróciłam się więc do dziewczyny i wymamrotałam ciche "dziękuję" i "przepraszam". Alexandra posłała mi ciepły uśmiech i poczęła odpowiadać na pytanie nauczycielki.
-Australopitek, homo habilis, homo errectus, neandertalczyk oraz homo sapiens, sapiens.-wymieniała.
-Dobrze. A teraz powtórzy to Marika.
Z polecenia pani Courky wiernie od kserowałam całą wypowiedź przyjaciółki i równo z ostatnim wypowiedzianym przeze mnie słowem zadzwonił dzwonek świadczący o końcu dzisiejszych lekcji.
Odetchnęłam z ulgą, szybko spakowałam swoje rzeczy i jak petarda wyleciałam z klasy potrącając przy tym samą Agnes Turner, przewodniczącą szkolnego samorządu oraz najlepszą przyjaciółkę Briany. 
-Przepraszam-bąknęłam pod nosem. Blondyna tylko fuknęła i odwróciła się na pięcie mówiąc:
-Ech ci luzerzy.
Na jej słowa wywróciłam tylko oczami. Od gimnazjum pragnęłam tylko być niewidzialna w szkole, co biorąc pod uwagę mój charakterek było dosyć trudne. 
-Marika! Czekaj!-odwróciłam się na pięcie słysząc Alex.
-Wybacz, po prostu miałam dosyć tej lekcji-skrzywiłam się.
-Dobra, dobra wszyscy wiemy, że pani Courky potrafi wykończyć. Zostawmy ten temat. Lepiej powiedz czy idziesz dzisiaj na tą imprezę-zaciekawiła się Alexandra. Impreza na plaży- to temat, który królował w naszej szkole już od kilku tygodni. Ja sprytnie unikałam tego tematu podczas gdy podekscytowana Alex mamrała o tym bez przerwy. Nie zamierzam tam wcale iść.
-Niee...Wiesz...Nie moja działka-mruknęłam cicho.
-No co ty! Daj spokój! Imprezę organizuje Alec Penabaker!
Proszę państwa nie wspomniałam, że Alec należy do szkolnej elity i panna Alexandra Black jest w nim szaleńczo zakochana.
-Będzie Ashton...-dodała po chwili. Tym mnie prawie przekonała. Ashton Smith-mój książę z bajki. Mam totalnego bzika na jego punkcie. Ciemne włosy, muskularne, opalone ciało... jak raz zdjął koszulkę na boisku to nie dziwię się sobie, że mało nie zemdlałam. Gra w fotbol, jest rozgrywającym. Lecę na niego już od kilku lat... 
-No prooszęę.-błagała nadal Alex.
-Ech zgoda!  Idź do diabła!-ugięłam się wreszcie na prośby przyjaciółki.-Nigdy więcej mnie nie proś o chodzenie z tobą na żadne imprezy do elity, rozumiesz? I tak zawsze podpieram ściany.

*-*

Właśnie stałam przed lustrem w swojej nowej fioletowej sukience na szerokich ramiączkach, która idealnie podkreślała moje ciemne, kasztanowe włosy oraz kobiece kształty, kiedy zadzwoniła moja komórka. 
-Alex?-spytałam niepewnie.
-Nie, Święty Mikołaj. Jasne, że ja-odparła radośnie.
-Emm...No już jest szósta. Jedziemy, czy przejrzałaś na oczy i odpuściłaś?-zaśmiałam się. Dobrze wiedziałam, że jak Alexandra Black coś sobie wymyśli to raczej nie odpuści.
Och jakie my jesteśmy podobne. 
-Jedziemy, jedziemy! Zadzwoniłam tylko się zapytać, czy już jesteś gotowa.
-Jestem, wyjeżdżaj-powiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. 
Podeszłam do toaletki, wyjęłam z jednej z szufladek czarny tusz do rzęs,  podkreśliłam nim oczy, schowałam go do torebki, założyłam czarne sandałki i wyszłam z pokoju udając się do kuchni.
-Maamo wychodzę!-krzyknęłam, a moja rodzicielka jak na komendę pojawiła się przede mną.
-Gdzie idziesz? Ślicznie wyglądasz skarbie.-uśmiechnęła się.
-Dziękuję. Idę z Alex na imprezę na plaży.-odpowiedziałam oddając uśmiech.
-Na imprezę?-zdziwiła się.-Ty? Od gimnazjum już na nie nie chodzisz.
-Noo namówiła mnie. To wariatka-zaśmiałam się. 
W tej sekundzie zabrzmiał dzwonek do drzwi.
-Nie wróćcie późno! Kocham cię-pocałowała moje czoło i udała się do swojego gabinetu. Pasją mojej mamy jest malowanie. Całe dnie spędza w swoim gabinecie i na płótno przelewa swój humor, zaś tata wykłada na studiach angielski. Nie mam rodzeństwa, jestem jedynaczką. Niestety.
Otworzyłam drzwi i natychmiast zostałam zamknięta w ciasnym uścisku panny Black.
-Au-wybełkotałam.
-Wybacz kochana, ale nie mogę się nacieszyć, że idziesz ze mną na tę imprezę!
-Ostatni raz-wytknęłam dziewczynie język.
-Zobaczymy-mruknęła z wyższością i pociągnęła mnie w stronę swojego niedawno kupionego czerwonego opla-kabrioleta.
Podczas jady czas "umilało" mi mamlanie Alex na temat balangi na plaży. Ja zajmowałam się obgryzaniem swoich paznokci i rozmyślaniem na temat imprezy. Nie byłam na żadnej od tak dawna...
Miałam powody! Na przykład to, że zawsze podpierałam ściany i pusto wgapiałam się w Ashtona Smitha. Z zazdrością patrzyłam jak wraz z Braną i Agnes świetnie rusza się na parkiecie, podczas gdy ja nigdy z nim nie tańczyłam...chyba.
-Halo! Słuchasz mnie w ogóle?-kolejny raz dzisiejszego dnia moje myśli zostały brutalnie przerwane przez Alex.
-Taa...-bąknęłam.
-To co powiedziałam?-ciemne brwi Alexandry zbliżyły się do siebie. Wyglądała na wkurzoną, ale dobrze wiedziałam, że udaje. Kto jak kto, ale ja znam ją jak własną kieszeń.
-No dobra nie wiem!-podniosłam ręce do góry w geście poddania.-Posłuchaj...Denerwuję się, okay? Nie chcę stać pod ścianą i czekać aż SamaWieszKto poprosi mnie do tańca-ubolewałam.
-To weź sprawę w swoje ręce-dziewczyna spojrzała na mnie stanowczo. Widząc moją minę dodała:
-Ty zresztą sama dobrze wiesz co robić, ale się boisz. Dzisiaj zaufaj sobie, idź na całość.
No i poszłam na całość.
Z lekką przesadą...

***

No i mamy pierwszy rozdział. Wiem, że nie jest jakiś MEGA ciekawy, ale muszę zapodać coś na wstępie :D Poznaliście już główną bohaterkę. Co o niej myślicie?
Zapraszam do wyrażenia opinii i wytknięcia mi błędów, które chętnie poprawię (no i postaram się je w przyszłości oczywiście ograniczyć xd)! <333
   Yass

sobota, 19 października 2013

Prologue

Wyobraźcie sobie imprezę na plaży.
Przypadkiem dostajecie się na jacht którym na przejażdżkę płynie szkolna elita.
Najprzystojniejsi w szkole chłopacy i najładniejsze dziewczyny, których nienawidzicie.
Opuszczacie port całkowicie nieświadomi, że nadciąga potężny huragan.
Cała noc mordęgi, aby przeżyć...
I wyspa.

Mam na imię Marika Richardson i jestem więźniem na Bezludnej Wyspie.


***
Taki króciutki prolog. Możliwe, że pierwszy rozdział już jutro. Jeżeli wam się spodoba, to proszę o dołączanie do obserwatorów i komentarz nawet króciutki, który wyraża waszą opinię :*
Pozdrawiam
     Yass